Translate

Followers

28 czerwca 2014

przegląd tygodnia

Piszę.. intensywnie ostatnio u nas, zdarzyło się trochę okazji do zrobienia zdjęć, Gabrysia kończyła szkołę, wypadły jej dwa mleczaki w tym tygodniu (z czego jeden przez przypadek wylądował w kontenerze więc mama musiała do niego wrócić i przekopać sąsiadów i swoje śmieci w celu znalezienia zguby...) .. Pojutrze lecimy do Polski, Gabi zostaje na kilka tygodni a ja wracam we wtorek.. Już mam doła i mi smutno kiedy pomyślę, że będę sama w pustym domu przez jakiś czas, bez bajek w tle i mamusiu to i mamusiu tamto co chwilę.. Będę bardziej trenować, to wiem na pewno! Dla zabicia czasu i w ramach akcji zamiany tłuszczu w mięśnie.

To może mały tygodniowy przegląd dla tych, którzy nie korzystają z Instagrama..


w ciągu zeszłego tygodnia mieliśmy cudowne lato i postanowiliśmy zrobić grilla na dachowym tarasie. Koniecznie trzeba to powtórzyć!! 

żarełko z zeszłego tygodnia.. 



wielokrotnie pytałyście czy moje nogi rozrastają się bardzo po przysiadach.. chyba jednak tak, ale mi się to podoba.. Nie chcę być chuda, wolę wręcz zaokrąglić się w dolnych partiach ciała :)


W zeszły piątek robiłam zdjęcia na ślubie cywilnym Blanki i Krzysia w Dublinie.. To był stresujący dzień!! Robiłam fryzurę, makijaż no i zdjęcia.. wieczorem byłam wykończona po tych wszystkich emocjonujących godzinach.. Szkoda że blogger zjada jakość.. Generalnie jestem zadowolona z efektów, widzę progres z każdą ślubną parą i wiem, że będzie tylko lepiej! (jeśli mówimy tu o zdjęciach)






W niedzielę mieliśmy małą wycieczkę do Carlingford, cudowne miejsce, malutkie, wiejskie takie.. z milionem samochodów.. ludzie wpadają w weekend skorzystać zapewne z wolnego dnia spacerując po tej malowniczej malutkiej miejscowości, w której jest mnóstwo restauracji i kilka fajnych sklepów (masakrycznie drogich! te same rzeczy kupimy w Dublinie za połowę ceny!!)





15 czerwca 2014

życie w Irlandii... KOSZTY ŻYCIA

Bardzo mnie cieszy, że poprzedni post zainteresował wiele z Was. W związku z tym poopowiadam Wam więcej.. dzisiaj omówię kwestię wrażliwą, niewygodną, tajemniczą.. zarazem oczywistą czyli FINANSE! A dokładnie przeanalizuję Wam zarobki w Irlandii oraz w Polsce i podam przykładowe koszty życia.

Załóżmy, że Ania eS. czyli ja, zarabia tygodniowo 400 euro pracując na pełny etat, czyli ok 38h tygodniowo, mając jedno dziecko na utrzymaniu, wynajmując mieszkanie i będąc w związku. Czysta teoria, ani nie pracuję na pełny etat ani nie mam 400e tygodniowo.. Gdzie przy pełnym etacie kwota pomiędzy 360 a 600e to raczej norma. W zależności dla jak dużej korporacji pracujesz, czy pracujesz w weekendy (niedziele są lepiej płatne) itd.

Czynsz za mieszkanie wynosi 1000e, załóżmy że ja daję połowę i mój facet połowę, czyli ja z każdej tygodniówki odkładam 120e na czynsz, zostaje mi 280e (przeanalizuję swoją pozycję, faceta pomijając)
Idę do... tesco na przykład.. kupuję: wielkiego wołowego steka (czyste mięso, żadnego tłuszczu) za 4,60 z czego robię wielki gulasz, 6 kotletów schabowych 5e, 6 płatów z kurczaka 5e, kilka warzyw: sałata, 4 pomidory, ogórek, szczypior, szpinak, pieczarki.. warzywa kosztują mnie ok 10e, biorę 4 banany, pudełko truskawek, 4 jabłka, 4 gruszki i arbuza: 10e, ser w plastrach opakowanie 2e, szynka opakowanie (ta droższa) 3e, ulubioną kawę nescafe macchiato (w PL cena jest z kosmosu!) całe pudełko 2,30, mleko 1e, sok w kartonie 1,90.. czyli zakupy, które w ciągu tygodnia mam z głowy no bo mięso na obiady jest, owoce też, kawa i warzywa.. I za takie tygodniowe zakupy płacę 44,8. Wiadomo że dokupuje się w ciągu tygodnia, ale teraz zakładamy hipotetycznie..

Dołóżmy tabletki do zmywarki zapas na 1,5 mca 70 tabletek 9e, mydło w płynie 2e, płyn do płukania Lenor 2.50, szampon Loreal czy pantene nie ma znaczenia ok 2,70, taki "lepszy" żel pod prysznic organiczny z wyciągiem z pszenicy kosztuje ok 7e, za Dove czy Palmolive trzeba tu zapłacić ok 2-3e, załóżmy że kupiłam ten za 7e (niemal zawsze mają na niego promocję i płacę 5e), płatki kosmetyczne zapas na miesiąc 3e.. mogłabym tak wymieniać bez końca to ale niech będzie że wypisałam rzeczy które na bieżąco uzupełniam.. ta "chemia" wyniosła mnie 26e.Wszystko da się kupić taniej jadąc np do Lidla..

No i teraz.. z mojej reszty tygodniówki odejmijmy te wydatki: 280e - 45 - 26 = 209e. Czyli tyle mi zostaje po kupieniu najpotrzebniejszych rzeczy. Oczywiście tygodniowo doliczam rzeczy mniej niezbędne jak słodycze, ekstra soki, butelka wina co może być ok 40e dodatkowo. Przyjmijmy że mam 150 po wszystkich wydatkach. Jako, że zakładamy bycie w związku część z tych zakupów robi partner.
Załóżmy że zostało nam 150e. I teraz idę do Bootsa (sklep z kosmetykami) i kupuję podkład Estee Lauder Double Wear za 36e, biorę szminkę z Clinique za 19e.. Wciąż mam niemal 100e które pewnie rozwalę na bzdury, w stylu szybki lunch, bluzka w zarze za 40e albo piękna bielizna, którą można nabyć od 26e za cudowny stanik.. Czyli lodówka pełna, podstawowa chemia jest, mam coś na przyjemności z "górnej półki" czyli dobre kosmetyki, jeśli nie wydam pozostałej kasy na szmaty mogę odłożyć albo zjeść dobry obiad w restauracji który będzie mnie kosztował ok 50e. Tak samo kupując mojego ulubionego Adicta Diora muszę zapłacić za niego ok 50e..

Rachunki.. za tv z szybkim internetem płacę raz w miesiącu 70e, gaz raz na dwa miesiące ok 90e, prąd podobnie ok 80e co dwa miesiące. Za wodę w Irlandii się nie płaci!!! Więc jednego tygodnia rezygnuję z przyjemności i płacę rachunki.
Każda rodzina posiadająca dziecko dostaje co miesiąc 130e (jedno dziecko) od państwa, oczywiście wraz z większą ilością dzieci dostaje się większe kwoty. Przed wrześniowym pójściem dzieci do szkoły rodzice dostają "Back to school" benefit czyli 100e dla dzieci w wieku 4-11 i 200e między 12-22 rokiem życia. Ja za nowy komplet książek dla Gabi w zeszłym roku zapłaciłam ok 50e, czyli z tego dodatku w związku z rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego zostaje nam kupa kasy na szkolny uniform, spokojnie za te pieniądze kupimy szkolną sukienkę, koszulę, spodnie i rajtuzy. Pewnie buty i plecak już będziemy musieli pokryć z własnej kieszeni, no ale to już niewielka część.

No to wsiadamy w samolot i lecimy do Polski.. Ania eS. w polskim salonie fryzjerskim pracując u kogoś czyli będąc zatrudnioną tak samo jak Ania eS. w Dublinie zarabia ok 400zł tygodniowo (jak ma szczęście).. I w tej chwili mi ręcę opadają jak sobie pomyślę, ile ją ta wołowina, kurze piersi, schab, warzywa, owoce i cała "chemia" będą kosztować.. no niech będzie że zamknęła się w 150zł. Zostaje jej 250.. jeśli wynajmuje mieszkanie jak jej koleżanka w Irl za 1000zł to musi odłożyć 120 na czynsz, zostaje jej 130zł.. I tu się sprawa komplikuje.. za obiad w restauracji też zapłaci 50-70zł ale za podkład double wear musi już zapłacić 230zł, za bluzkę w zarze 109-189zł.. no czyli jakby jej juz na to nie stać bo albo się zupełnie spłucze z kasy albo będzie musiała z czegoś z powyższej listy zakupów zrezygnować. Pomocy od państwa żadnej nie ma, mimo że posiada dziecko, które kosztuje no ale jest za bogata zarabiając te 400zł tygodniowo no bo pracuje na pełnym etat...

Reszty już nie chce mi się nawet komentować.. W Polsce koszty życia są tak koszmarnie niewymierne w stosunku do zarobków.. nawet jak zarabiasz dobrze, bo masz dobrze płatną pracę.. wciąż bulisz bajońskie sumy za produkty, które w europie są dostępne niemal dla każdego!! Tutaj za kosmetyk Loreala czy Rimmel zapłacisz między 3-13e, czyli.. żaden problem kupić coś takiego, ale wciąż możesz sobie pozwolić na droższe marki bo one są w zwyczajnie DOSTĘPNYCH CENACH!

Nie było dzisiaj żadnych zdjęć, kwoty są podane przykładowo, to tylko i wyłącznie teoretyczne rozważanie. Oparte jednak na wnikliwej analizie i własnym doświadczeniu..;)
Dlatego jeśli miałabym wybór zostać tutaj i już nigdy nie wracać do tych problemów dnia codziennego.. byłabym wdzięczna!

13 czerwca 2014

kilka słów o Irlandii

To będzie długi post.. ;) Adekwatnie do czasu oczekiwania od zapowiedzi.. Irlandia!
Przyjechałam do niej po raz pierwszy we wrześniu 2012 roku w odwiedziny do brata, ten deszczowy kraj skradł moje serca z miejsca i od razu wiedziałam, że ja tu będę mieszkać :) Wiem, brzmi nieco fantastycznie, ale to kolejny dowód na to jak wytrwale dążę do celu ;)

Piękna, wręcz przepiękna zielona wyspa, jakże blisko Polski a tym samym tak bardzo różna.
Weźmy na tapetę krajobrazy..
plaże są bardzo!! szerokie, nigdy pełne, ludzie spacerują z psami albo grillują, zbierają muszle które bywają wielkości dłoni. Niestety pogoda rzadko pozwala wykorzystać tę piaszczystą przestrzeń w celu pozyskania koloru...


łodzie, łódki i łódeczki.. przystanie są wszędzie :) można zjeść śniadanie w cudownym miejscu patrząc z okna na zacumowane łodzie






Owce, tak jak i łodzie, występujące niemal wszędzie gdzie jest woda, one są tam gdzie grunt jest zielony! :)) I love sheep!



Dosłownie gdzie nie pojedziesz.. jest przepięknie!!
Westport



Achill Island

Howth Hills 


Cliffs of Moher



Galway



 Skerries

Glendalough



No to teraz kilka suchych faktów, ot spostrzeżenia po półtorarocznym pobycie w tym cudownym miejscu.
(tu włączam telefon i szukam notatki, w której spisałam w punktach o czym powinnam napisać..)

Irlandczycy.. Albo nie, zacznę od tego, że narodowości są tu tak wymieszane, jest tak wielu przybyszy zewsząd, że przy poznaniu nowych ludzi ZAWSZE kolejnym pytaniem po tym jak już wiemy jak mamy na imię jest: skąd pochodzisz..

No dobra, Irlandczycy.. mieszkając tu jakiś czas, dzieląc życie i każdy dzień z rodowitym rudobrodym obywatelem tego kraju nauczyłam się cieszyć i wręcz wyczekiwać tej chwili w ciągu dnia na tzw cup of tea.. (w moim przypadku kawa), czyli przerwa na herbatę, kawę, ciastko, czas na pogaduszki o niczym ważnym ani smutnym, ot chwila relaksu.. Wcześniej piłam kawę bo: byłam senna, mało energiczna, bo tak trzeba albo dla zabicia czasu. Teraz to jest chwila przyjemności, którą Irlandczycy bardzo celebrują. I maczam ciastka w kawie tak jak oni choć kiedyś wydawało mi się to obrzydliwe..
Generalnie jako ludzie mają bardzo luźne podejście do życia, zewsząd dobiega nas określenie "lovely" i "gorgeous", kobiety komplementują się nawzajem bezustannie, mało narzekają, raczej określają problem i szukają rozwiązania, jeśli jest ładna pogoda ( a to jest really big deal! w tym kraju!) to niemal każdy wita nas słowami, jak pięknie jest dziś na zewnątrz uśmiechając się przy tym szeroko.
Swego czasu byłam zaskoczona przysłuchując się rozmowom Irlandek, o jakich detalach i jak długo potrafią rozprawiać. Przykład: opowiadając o obiedzie ze znajomymi mówią dokładnie o tym co kto zamówił, komu smakowało a komu nie i dlaczego, jakie pili wino, o jakiej porze dnia tam byli i jaka wówczas była pogoda, jeśli któryś z kompanów skądś przybył zaraz się dowiemy skąd i co tam robił, o której skończyli i jakim środkiem transportu wracali do domu. I to wszystko bez zadawania jakichkolwiek dodatkowych pytań. I to jest fajne, bo nikt się nie skupia na tym, że kelner przybył opóźniony albo rodzina przy stoliku obok miała głośne dziecko, albo że buty obtarły i ktoś miał zgagę. NIGDY nic takiego nie słyszałam, a z racji wykonywanego zawodu.. słucham codziennie takich opowieści ;)
Kolejna sprawa, że naprawdę rzadko w usługach, biurach, sklepach czy urzędach spotkasz kogoś niemiłego, nieprzychylnie nastawionego. Nawet jeśli ma zły dzień, jest skacowany albo zwyczajnie rozdrażniony nie okaże ci tego, uśmiechnie się nawet jak się pomylisz siedem razy podając swój... cokolwiek, adres... i powie, żebyś się nie martwił i że on ma czas! Wyjątkiem są kierowcy komunikacji miejskiej.. poirytowani swoją pracą, co rzuca się w oczy w pierwszym kontakcie..

No to teraz kilka ciekawostek:

- że są dwa krany, jeden z zimną wodą a drugi z ciepłą to już wiedza niemal wszyscy.. nie rozumiem do dnia dzisiejszego, jakim sposobem umyć np twarz ciepłą wodą lejąc na prawą dłoń lodowatą wodę a na drugą wrzątek.. 

- okna otwierają się na zewnątrz.. co może być dosyć problemowe dla kogoś kto chce je umyć a nie mieszka na parterze..

- o tym, że autobus zatrzymuje się na przystanku tylko kiedy na niego machniesz ręką już kiedyś wspominałam

- przecier pomidorowy jest w tubkach :)

- alkohol sprzedawany jest w sklepach od 10 (albo 11) do 22

- nikt tu nie spieszy się z zamążpójściem, bo żeby dostać rozwód, małżeństwo najpierw musi być w czteroletniej separacji

To by było dzisiaj na tyle, jest jeszcze kilka tematów o których chciałam tu napisać, ale wówczas ten post stałby się przydługą nudną lekturą, więc pozostałe wątki rozwinę w przyszłości.

10 czerwca 2014

Wróciłam.

Witam po małej przerwie.. pewnego wieczora poczułam się przytłoczona świadomością, ile szczegółów z mojego życia dociera do całego świata, tym bardziej, że kiedy zaczynałam blogować nie spodziewałam się, że blog będzie docierał do tak wielu miejsc i ludzi, że ktoś będzie mnie zaczepiał w sklepie i na ulicy mówiąc że czyta mojego bloga.. Tym bardziej kiedy teraz prowadzę go bardziej świadomie, bywało niestety jednak że było bardziej emocjonalnie niż racjonalnie..

Z lekkim "blogowym kacem" siedzę właśnie i kasuję moją blogową przeszłość, zostawiam to co tu i teraz czyli ostatnie półtora roku, no może dwa lata. Nie lubię wracać myślami do przeszłości i tego co się działo w 2010 czy 2011.. mam wrażenie i przeczucie, że wtedy nie wydarzyło się nic pozytywnego.. :/ co oczywiście nie jest prawdą ale chyba jednak więcej było tego całego negatywnego gówna w okół. No ale wracać do tego nie będziemy bo kasowanie tego co właśnie kasuje mijałoby się wówczas z celem...

Przepraszam za nagłe zniknięcie, wybiórcze odpisywanie na dziesiątki wiadomości które dostałam.. Mam nadzieję że wrócicie tu chętnie!

No to może w ramach zadośćuczynienia mały update.. ;)

Co u mnie.. 2014 rok to jakaś katastrofa! Zaczął się w najgorszy w możliwy sposób i niestety niewiele pozytywnego się wokół dzieje. Po odejściu taty kilka miesięcy było jak we śnie, niby się działo, coś tak pracowałam i funkcjonowałam, ale później nastąpiło przebudzenie i zderzenie z rzeczywistością. Rzuciłam pracę żeby pobyć więcej z Gabi, bo świadomość że nie mam wiecznie dla niej czasu zabijała mnie każdego dnia. No więc well done.. Znalazłam nową, w międzyczasie dużo innych spraw uległo zmianom.. Czyli generalnie od 27 grudnia kiedy tato trafił do szpitala, do dnia 10 czerwca 2014 nie odetchnęłam z ulgą ani jednego dnia. Nigdy nie wierzyłam, że ludziom siwe włosy pojawiają się OT! nagle.. teraz wierzę. Pracuję na pół etatu ( 3 dni w tygodniu) no bo tak trzeba, z różnych względów a szczególnie czasu dla Gabi którego dla niej bardzo brakowało w 2013.. czyli finansowo jest kiepsko, ale mamy więcej wspólnych obiadów, wiem co się dzieje w jej zabawkach i co teraz jest modne wśród dzieci w szkole, sama kupuję prezenty dla jej koleżanek na urodzinowe przyjęcia, widzę jak rośnie i jaką jest wspaniałą niemalże 7 letnią osobą. Znowu jestem mamą i super się z tym czuję! A jednocześnie robię co mogę żeby podołać rachunkom i innym przyziemnym sprawom..

G: pojedziemy do Hiszpanii jak wrócę z Polski?
ja: zobaczymy czy uda mi się odłożyć pieniądze na urlop..
G: no to znajdź sobie drugą pracę, co będziesz robić jak ja będę w Polsce na wakacjach..

tak, mam wsparcie w domu.. ;)

Pozytyw w tym całym kiepskim czasie to również moje treningi.. ćwiczę już dokładnie od 132 dni.. ! Zaliczyłam kilka przerw w międzyczasie.. kilkudniowych i jednodniowych ale nie sądzę, żeby uzbierało się tych dni więcej niż 15. Efekty mówią zresztą same za siebie i to moja największa motywacja. Dzisiaj mam dzień off bo wczoraj przegięłam z treningiem, czas na regenerację!

No i moje zdjęcia.. Pracuję nad stroną, staram się więcej focić.. Biorąc prysznic dzisiaj zastanowiłam się nad tym, dlaczego dla mnie wciąż to żaden big deal zmienić miejsce zamieszkania.. I dotarło do mnie, że to dlatego że ja nigdy nigdzie nie zapuściłam korzeni i, nazwijmy rzecz po imieniu.. niczego nie osiągnęłam bo zawsze tylko zaczynałam a później coś się działo i nie kończyłam spraw.. Osiągnięciem czegoś w tym momencie będzie dla mnie: kariera/mąż/własny dom czyli rzeczy, które nas kotwiczą.. No więc ze świadomością, że ja tu zostanę, bo tak będzie muszę skupić się tym jednym celu, żeby moje dziecko w zabawie nie miało zawsze szefa, a może w końcu żeby ono nim było.. (dzieci w zabawie naśladują rodziców i udają dorosłych podobnych do mam czy tatusiów mam na myśli)

Reasumując: 
zmiany -  za dużo!! JA CHCĘ STABILIZACJI!!
dół - brak (uf!)
plany na przyszłość: są! (uf! 2)
motywacja - a jakże! 
bliskie osoby spokrewnione i nie - coraz mniej.. :(

zapraszam na Instagram, tam jestem bardziej aktywna.. albo bywam..

zdjęciowy misz-masz z ostatniego czasu..
no ja, nie zmieniłam się wcale, włosy mi trochę urosły ;)



ćwiczenia dają efekty! Od lipca w związku z nadmiarem wolnego czasu (o ile rzeczywiście nie znajdę dodatkowego zajęcia) zacznę siłownię więc spodziewam się większej tkanki mięśniowej tu i tam ;)

Ostatnie zdjęcia..
przecudowna para Tamara i Tadeusz, sesja była prezentem urodzinowym dla Tamary a raczej pretekstem żeby wyciągnąć ją z domu na 3 godziny celem zyskania czasu na przygotowanie imprezy niespodzianki :)



 W zeszły weekend chrzest Mii




a no i pewnie znowu chaotycznie więc znowu przepraszam, ale taka już jestem :D