Od czego tu zacząć.. Poleciałyśmy do Polski na święta, tydzień zleciał szybko.. z całym szacunkiem do swoich korzeni mogę powiedzieć, że przebywanie w Polsce działa na mnie totalnie depresyjnie, wręcz pokusiłabym się o twarde: nie cierpię tam być! Nie chciałabym zostać odebrana jak osoba która zachłysnęła się życiem gdzie indziej, która cudze chwali.. a właściwie to mam to gdzieś jak zostanę odebrana. W każdym razie nie mogłam się doczekać powrotu do domu. Tak, tu jest mój dom. Moje miejsce, gdzie czuję się dobrze i zajebiście wolna, gdzie mam wybór każdego dnia, gdzie mam 15min do morza i słyszę mewy po drodze do pracy/szkoły/na zakupy. Nie interesuje mnie ile narodowości żyje wokół i w jakim języku rozmawiają, ja tu czuję się po prostu na swoim miejscu. Tak samo wiele rzeczy mnie irytuje ile polubiłam, jednak wciąż uważam że życie tu mnie uszczęśliwia.
W tym samym czasie wiele spraw się skomplikowało.. Kilka rzeczy się zmieniło.. rzuciłam pracę, posiedziałam miesiąc w domu wydając część oszczędności co spowodowało lekkie uczucie paniki (btw czy panika łączy się ze słowem lekko?) No bo za co ja będę żyć za miesiąc czy dwa.. No i znalazłam nową pracę, ale to nie to co chciałabym robić.. A w ogóle co ja bym chciała robić? Poza zdjęciami, ale na to trzeba czasu, a rachunki czekać nie będą.. muszę być samodzielna finansowo, a praca jest na pół etatu więc to nie wystarczy. Kolejne zmartwienie, no bo jak będę pracowała na pełny etat kto zajmie się Gabi? A wejść w ten układ jeszcze raz, że nie ma mnie w domu całymi dniami to ja nie chcę.
Czas płynie tak szybko. Dopiero co pakowałam torby na wyjazd do Polski, popijałam wino jedząc irish scone w samolocie myśląc jak uwielbiam latać a już wróciłam i nie wiem kiedy ten czas zleciał. Myślę o smutnej twarzy babci kiedy wyjeżdżałyśmy z Gabrysią i mamą, bo mama przyleciała z nami.. I wiem, że "zaraz" mama będzie wracać do Polski a ja zostanę z tym swoim znikającym zainteresowaniem rzeczami, które interesowały mnie kiedyś, wczoraj i rok temu. Nie chce mi się już pisać o pudrach ani ciuchach, z drugiej strony brak mi czasu na te "zaplanowane" posty, ale nie czuję się sobą w 100% wklejając zdjęcia szminek i nowego swetra no bo co ma to na celu? Koleżanka z którą spotkałam się w PL powiedziała: dzięki za post o maszynkach do golenia, są zajebiste. Ok ten post miał sens, chciałam coś polecić a czy polecę coś komuś żyjącemu w Polsce jak napiszę jaki piękny sweter w zarze bo była przecena? Średnio.. Więc proszę wybaczyć moją aktywność blogową, chyba szukam na nowo swojej drogi a nie chcę otwarcie pisać o wszystkim co się dzieje w moim prywatnym życiu jak kiedyś i stąd ta mizerna statystyka.
Poszłam do wróżki w Polsce. Miałam to na myśli wiele razy kiedy tam byłam, ale ani razu nie byłam tak w dupie jak tym razem, więc zdecydowałam odwiedzić ją znów. Jak zwykle Karina nie zawiodła. Zabiła mnie kilkoma pierwszymi zdaniami o tym co aktualnie dzieje się w moim życiu, gdzie i z kim jestem, jak się czuję.. Ostatni raz kiedy się wdziałyśmy, kiedy poznałam się z Niallem powiedziała na wstępie: będziesz miała nowy dom daleko stąd i to nastąpi bardzo szybko, będziesz tam szczęśliwa.. Gadałyśmy wtedy 3 godziny, rozkłada karty wiele razy, 90% z tego co powiedziała rzeczywiście się sprawdziło! Dlatego poszłam znów.. Jeśli sprawdzi się tym razem.. będę żoną i będę miała syna ;) tak w skrócie oczywiście, traktuję to co powiedziała z lekkim przymrużeniem oka, jednak w tym samym czasie trafność jej stwierdzeń choćby o obecnej sytuacji napawa mnie pewnym przerażeniem. Boję się, że to co powiedziała się nie sprawdzi :) Oby miała rację! ;)
Przerażona wizją lotu mama powiedziała, że mnie podziwia że ja "tak sobie" latam w tą i z powrotem z Gabi, jadę przez całą czeską Pragę autobusami, metrem itd żeby dojechać do domu w PL. Koleżanka powiedziała, że ona by chyba tak nie dała rady, z dzieckiem w obcym kraju zaczynać od nowa.. Kolejna, że to takie trudne rzucić wszystko żeby zacząć życie na nowo.. A ja patrzę na rozwijającą się Gabrysię, na to jak inteligentna, sprytna, zabawna i niezależna zaczyna być już w tym wieku, słyszę jej irlandzki akcent kiedy mówi po angielsku (płynnie po roku!) i w tym samym czasie tracę jakiekolwiek wątpliwości czy obawy. Ona jest moim lustrem i odbiciem w tej chwili, i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że lubię się w nim przeglądać. Ja nie zaczęłam życia na nowo, ja po prostu co nie co je zmodyfikowałam dając nam szansę na lepsze jutro. Ale bez wsparcia rodziny czy przyjaciół to byłoby o wiele trudniejsze. Tym samym zazdroszczę tym, którzy wiodą spokojne ułożone życie każdego dnia, bo taka intensywność bywa męcząca, ale wierzę że ja jestem wciąż w drodze żeby znaleźć swoje poczucie bezpieczeństwa. I wiem że umarłabym z nudów gdyby się nic nie działo wokół nas ;) Więc lubiąc to co mam, zastanawiam się co zrobić ze sobą w najbliższej przyszłości, żeby było jeszcze lepiej.
Mama ma jutro urodziny, to nasza najbliższa przyszłość którą musimy uczynić wyjątkową :))
Że post będzie chaotyczny było wiadomo na początku.. ;)
Polecam głośno, o każdej porze dnia i nocy. Mega energetyczne :)
W tym samym czasie wiele spraw się skomplikowało.. Kilka rzeczy się zmieniło.. rzuciłam pracę, posiedziałam miesiąc w domu wydając część oszczędności co spowodowało lekkie uczucie paniki (btw czy panika łączy się ze słowem lekko?) No bo za co ja będę żyć za miesiąc czy dwa.. No i znalazłam nową pracę, ale to nie to co chciałabym robić.. A w ogóle co ja bym chciała robić? Poza zdjęciami, ale na to trzeba czasu, a rachunki czekać nie będą.. muszę być samodzielna finansowo, a praca jest na pół etatu więc to nie wystarczy. Kolejne zmartwienie, no bo jak będę pracowała na pełny etat kto zajmie się Gabi? A wejść w ten układ jeszcze raz, że nie ma mnie w domu całymi dniami to ja nie chcę.
Czas płynie tak szybko. Dopiero co pakowałam torby na wyjazd do Polski, popijałam wino jedząc irish scone w samolocie myśląc jak uwielbiam latać a już wróciłam i nie wiem kiedy ten czas zleciał. Myślę o smutnej twarzy babci kiedy wyjeżdżałyśmy z Gabrysią i mamą, bo mama przyleciała z nami.. I wiem, że "zaraz" mama będzie wracać do Polski a ja zostanę z tym swoim znikającym zainteresowaniem rzeczami, które interesowały mnie kiedyś, wczoraj i rok temu. Nie chce mi się już pisać o pudrach ani ciuchach, z drugiej strony brak mi czasu na te "zaplanowane" posty, ale nie czuję się sobą w 100% wklejając zdjęcia szminek i nowego swetra no bo co ma to na celu? Koleżanka z którą spotkałam się w PL powiedziała: dzięki za post o maszynkach do golenia, są zajebiste. Ok ten post miał sens, chciałam coś polecić a czy polecę coś komuś żyjącemu w Polsce jak napiszę jaki piękny sweter w zarze bo była przecena? Średnio.. Więc proszę wybaczyć moją aktywność blogową, chyba szukam na nowo swojej drogi a nie chcę otwarcie pisać o wszystkim co się dzieje w moim prywatnym życiu jak kiedyś i stąd ta mizerna statystyka.
Poszłam do wróżki w Polsce. Miałam to na myśli wiele razy kiedy tam byłam, ale ani razu nie byłam tak w dupie jak tym razem, więc zdecydowałam odwiedzić ją znów. Jak zwykle Karina nie zawiodła. Zabiła mnie kilkoma pierwszymi zdaniami o tym co aktualnie dzieje się w moim życiu, gdzie i z kim jestem, jak się czuję.. Ostatni raz kiedy się wdziałyśmy, kiedy poznałam się z Niallem powiedziała na wstępie: będziesz miała nowy dom daleko stąd i to nastąpi bardzo szybko, będziesz tam szczęśliwa.. Gadałyśmy wtedy 3 godziny, rozkłada karty wiele razy, 90% z tego co powiedziała rzeczywiście się sprawdziło! Dlatego poszłam znów.. Jeśli sprawdzi się tym razem.. będę żoną i będę miała syna ;) tak w skrócie oczywiście, traktuję to co powiedziała z lekkim przymrużeniem oka, jednak w tym samym czasie trafność jej stwierdzeń choćby o obecnej sytuacji napawa mnie pewnym przerażeniem. Boję się, że to co powiedziała się nie sprawdzi :) Oby miała rację! ;)
Przerażona wizją lotu mama powiedziała, że mnie podziwia że ja "tak sobie" latam w tą i z powrotem z Gabi, jadę przez całą czeską Pragę autobusami, metrem itd żeby dojechać do domu w PL. Koleżanka powiedziała, że ona by chyba tak nie dała rady, z dzieckiem w obcym kraju zaczynać od nowa.. Kolejna, że to takie trudne rzucić wszystko żeby zacząć życie na nowo.. A ja patrzę na rozwijającą się Gabrysię, na to jak inteligentna, sprytna, zabawna i niezależna zaczyna być już w tym wieku, słyszę jej irlandzki akcent kiedy mówi po angielsku (płynnie po roku!) i w tym samym czasie tracę jakiekolwiek wątpliwości czy obawy. Ona jest moim lustrem i odbiciem w tej chwili, i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że lubię się w nim przeglądać. Ja nie zaczęłam życia na nowo, ja po prostu co nie co je zmodyfikowałam dając nam szansę na lepsze jutro. Ale bez wsparcia rodziny czy przyjaciół to byłoby o wiele trudniejsze. Tym samym zazdroszczę tym, którzy wiodą spokojne ułożone życie każdego dnia, bo taka intensywność bywa męcząca, ale wierzę że ja jestem wciąż w drodze żeby znaleźć swoje poczucie bezpieczeństwa. I wiem że umarłabym z nudów gdyby się nic nie działo wokół nas ;) Więc lubiąc to co mam, zastanawiam się co zrobić ze sobą w najbliższej przyszłości, żeby było jeszcze lepiej.
Mama ma jutro urodziny, to nasza najbliższa przyszłość którą musimy uczynić wyjątkową :))
Że post będzie chaotyczny było wiadomo na początku.. ;)
Polecam głośno, o każdej porze dnia i nocy. Mega energetyczne :)
Jakbym czytala o swoich uczuciach i swojej corce..wszystko bedzie dobrze Aniu..powodzenia.Aga
OdpowiedzUsuńmusi byc :)
UsuńMoże źle to odebrałam, ale chyba sama przed sobą tłumaczysz się, ze dobrze zrobiłaś wyjeżdżając...
OdpowiedzUsuńDokładnie tak samo to odebrałam...
UsuńAbsolutnie nie, raczej naturalnie pojawiają się takie rozważania u ludzi, którzy wyjechali żyć do innego kraju.. Mama pytała kilka razy czy bym nie wróciła do domu tam żyć. Wiadomo z pewnych względów byłoby łatwiej, ale pod względem finansowym, komfortu życia - NIE MA ŻADNEGO PORÓWNANIA! I stąd ten wywód pewnie..
UsuńUszy do gory, Aniu. Masz wspaniala coreczke:-)
OdpowiedzUsuńuszy w górze :) będzie dobrze!
UsuńPiosenka boska !!!!! słucham na okrągło :-)
OdpowiedzUsuńco do reszty: trzymam kciuki !!! optymizm jest naszym sprzymierzeńcem i przyciąga dobre :-))) mam podobny charakter w pewnym względzie - jestem silna, nie poddaję się tak łatwo, działam, nie załamuję rąk i nie biadolę, życie toczy się dalej, nikt nie mówił że będzie łatwo, tak miało być, wszystko dzieje się po coś, rzeczy niemożliwe kreujemy my sami - reszta jest do zdobycia !!!!!! trzymam kciuki bo nic nie podnosi na duchu bardziej, niż życzliwie otoczenie :-)))))) Monika
Super powiedziane Moniko. Trzymam za Ciebie również kciuki :)
UsuńAniu, wzruszyłaś mnie tym postem. Zdecydowanie wole jak piszesz o swoich odczuciach, obawach, planach niżli wrzucasz kolejne zdjęcie sweterka czy szminki. Jestem pełna podziwu za to jak zmieniłaś swoje życie, za tą odwagę, którą masz w sobie. Piszesz, że jestes "w dupie" ale kurcze - NIE JESTES. To dobrze, że dążysz do czegoś, szukasz szczęścia i poczucia bezpieczeństwa i nie tylko ty tak masz. Szukając nie jesteśmy "w dupie", w tej "dupie" byłabyś gdybyś siedziała "na dupie" i czekała aż coś samo się zmieni, samo przyjdzie:). Masz to swoje lustereczko, którego Ci cholernie zazdroszczę i nie przestawaj się nigdy w nim przeglądać. Musisz zacząć być szczęśliwa, bo tak wiele udało Ci się już osiągnąć, a Twoja Gabi będzie Ci któregoś dnia wdzięczna za to wszystko, bo zmieniając swoje życie, zmieniłaś też jej życie i jestem pewna, że na lepsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam Aniu :)
PS. Synek i ślub brzmi świetnie :)
Ann
Ja mieszkam cały czas w Polsce i z tą depresyjnością mogę się zgodzić... Zazdroszczę bliskości morza
OdpowiedzUsuńJa też. Polska działa na siebie destrukcyjnie...
UsuńW Polsce też mamy morze i góry oraz wiele innych pięknych miejsc. Ja mieszkam na Śląsku i może ktoś powie, że to brud, nic ciekawego, smutno i depresyjnie, a ja kocham mój Śląsk bez względu na to, co kto o nim powie. Poza tym "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma" - czy naprawdę myślicie, że wyjazd z Polski to 90% sukcesu na lepsze życie? Przecież w Polsce od pokoleń żyją ludzie i dają radę. Mówi się, że to wina polityki w Polsce, że jest tu niby tak strasznie źle, a tak naprawdę, żeby zmieniać świat trzeba zacząć od siebie.
UsuńGosia
Gosiu nie mogę się z Tobą zgodzić bo nawet jeśli zmieniasz swoje podejście, swoje nastawienie, ciężko pracujesz to w tym zasranym kraju ciągle masz pod górę! Wszystko jest tak drogie i te podatki kosmicznie nieadekwatne do zarobków, zusy z których ludzie nie mają szans skorzystać bo albo nie ma szans się leczyć kiedy są chorzy bo kolejki jak stąd do Australii, albo umrą zanim przejdą na emeryturę.. Poza tym co z tego że jest morze jak ludzi najczęściej stać żeby nad nie wyjechać raz do roku i tłuc się w zatłoczonych wręcz napchanych do granic możliwości miejscach płacąc krocie za wszelkie rozrywki spłukując się z oszczędności..
UsuńJa tu mam morze (i Ocean Atlantycki) za darmo, codziennie i na wyciągnięcie ręki, plaża jest tak szeroka że można by na niej zrobić ulicę czteropasmową, bilet autobusem na plażę kosztuje mnie 2,60e i jadę tam 15minut. Ale nie chcę żeby ta dyskusja zeszła do poziomu słownej przepychanki albo licytacji, zwyczajnie chcę uargumentować swoje zdanie.
A Polska jest piękna, każdy kraj pod pewnymi względami jest, ale nienawidzę tego miejsca za to, że tak utrudnia się życie ludziom i to, że wiecznie muszą DAWAĆ RADE a nie wygodnie żyć!
obys za jakis czas nie wrocila z podkulonym ogonem
UsuńAnonimowy25 kwietnia 2014 19:48
Usuń"obys za jakis czas nie wrocila z podkulonym ogonem"
No i jak tu nie uciekać z tego kraju ? :/ taki komentarz to poziom Ze Ro ! To była jakaś groźba ?
........................................................................
Aniu, dobrze ,że znalazłaś swoje miejsce na ziemi. Wiem co to znaczy bo też je w końcu znalazłam przeprowadzając się z Wrocławia do Gdańska :)
Pozwodzenia !
Asia.
Hej! Zwykle nie komentuję, tylko przeglądam piękne zdjęcia na Twoim blogu i czytam Twoje posty... Ale teraz, tak po prostu, chciałam Ci życzyć powodzenia. :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, dam radę! Nie mam wyjścia no i chce mi się :D
UsuńAniu mogłabym Ciebie prosić o namiary na karciare:)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że wiesz gdzie jest Twój dom, że jesteś szczęśliwa:) Inni niech gadają, zawsze będą. Ciekawe czy przepowiednia się sprawdzi:))
OdpowiedzUsuńzobaczymy :D
UsuńAnulka, czytam Twego bloga już tak długo, że czuję jakbyś była mi bliska. Choć wiem, że blog to tylko namiastka Ciebie, że tak naprawdę większości nie wiemy ani o Tobie ani o Twoim życiu. Ale życzę Ci aby te wszystkie znaki zapytania poznikały, żebyś widziała nad swoją głową tylko słońce i fruwające wokół mewy ;) Ty już wiesz jak wiele potrafisz i jak silna jesteś, dlatego musisz zwalczyć te melancholie i brnąc dalej do przodu jak burza. Mam wrażenie, że my kobiety tak mamy (bo ja też tak mam;) ), że czasem marwtimy się chociaż nasze życie jest piękne :) bo spójrz, ile masz powodów do radości - jesteś szczęśliwa tam gdzie mieszkasz, masz córkę, a przede wszytskim zdrowie. Reszta się potoczy i nie trzeba się martwić :) i jak najprędzej zyczę tego syna - nic tak nie dodaje skrzydeł jak macierzyństwo :) powodzenia Aniu!
OdpowiedzUsuńdziękuję Ci :* Ostatnich kilka miesięcy było bardzo stresujących dla mnie i mimo że rzadko melancholia mnie dopada, wciąż się zdarza ;) Ale to żadna oznaka słabości, wręcz uważam że ludzie powinni sobie pozwalać na gorsze dni bo takie zbierane i kumulowane negatywy prędzej czy później wychodzą na wierzch.
UsuńJestem szczęśliwa, martwią mnie przyziemne sprawy, rachunki itd poza tym nic mi nie brakuje :)
:*
Ania, szczerze, ja lubię czytać takie Twoje chaotyczne posty, swetry, szminki też ;) Widać, że się zmieniłaś, chociażby po tym, o czym do nas piszesz. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa i znajdziesz poczucie bezpieczeństwa. Bardzo dobrze zrobiła Wam ta przeprowadzka z tego co piszesz. Bardzo się cieszę i gratuluję. Trzymam kciuki za Twoje marzenia :*
OdpowiedzUsuńdziękuję, przeprowadzka to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu! a te problemiki które mam tu mogłabym mieć w każdym miejscu na ziemi przecież ;)
UsuńDlatego jesteś inspiracją dla innych :) I zawsze będę robiła wielkie oczy z podziwu że dajesz radę, że masz odwagę, że działasz jak tsunami :) Następnym razem gdy spotkamy się na "piwie" też Ci powiem "Anka wowwwww" ;) Goodddd luck!!!!
OdpowiedzUsuńA.
Arleto :* latem się zamelduję i pójdziemy zaszaleć :D
UsuńPost jest bardzo czytelny...jakbym czytała o sobie...więc choć "znam "Cię tylko z bloga trzymam kciuki za nas obie...pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:) fajnie że nie jesteśmy same !
UsuńUwielbiam Cię :-) Jesteś mega inspiracją!
OdpowiedzUsuńmalgosia
:* dziękuję
UsuńMogłabyś kiedyś nagrać jak sobie gadacie po irlandzku z Gabi i Niallem? :) Mogłabyś także napisać jak właśnie Gabi poradziła sobie z językiem. Przecież na początku, wiadomo, nie jest lekko.
OdpowiedzUsuńCzytając to, co napisałaś poczułam się, jakbym czytała o sobie (pierwszy paragraf przynajmniej). Był czas, kiedy też nie mogłam zdzierżyć bycia w Polsce, wszystko mnie irytowało i denerwowało gdy tylko tam na krótko jeździłam... Mijają 4 lata i mimo że bardzo boli mnie bycie z dala od rodziny, to nadal nie widzę dla siebie tam miejsca. W Irlandii kolorowo też nie jest, pogoda mi bardzo nie pasuje i wiadomo, to nie jest ojczyzna. Myślę, że Twoje nastawienie do Polski może się z czasem zmienić, ja odczuwam bardzo mocno sentyment, szczególnie gdy nadchodzi wiosna i wiem, że nie ma tych pięknych lasów, gór i jezior, które tak dobrze pamiętam z dzieciństwa. Emigracja to takie rozdarcie emocjonalne... A co do postów o tematyce modowej, to wciąż nie mogę zrozumieć tych wszystkich osób, które pojawiają się na YT i blogach i mówią o tym, co polecają, co warto kupić i za ile. Żenua totalna, no ale my z biednego kraju jesteśmy, to oglądanie takich super rzeczy pewnie nas jara...
UsuńŻyczę szczęścia w szukaniu swojej drogi, zarówno zawodowej jak i życiowej :)
Może i w tym roku w Irlandii będzie ładne lato?
My nie znamy irlandzkiego, rozmawiamy po angielsku. Irlandzki jest jakby "drugim" językiem ( co jest dziwne..) i dosyć egzotycznie brzmiącym. Dla przykładu: Dublin wymawiany jest po ang Dablin, z dublińskim akcentem jest DUblinem z bardzo głębokim U (podobnie BUs) a po irlandzku Dublin to Baile Átha Cliath które wymawiamy: baila oha klihja.. kolejny przykład: jak się masz - how are you - conas atá tú (kones a totu) więc widzicie że irlandzki jest zupełnie inny niż angielski.
UsuńGabi uczy się go w szkole, ja pewnie też coś liznę z czasem ;) Ale w większoci domów nie mówi się po irlandzku, na obrzeżach kraju, w mniejszych miejscowościach owszem
Marto być może się zmieni, w tej chwili jestem nastawiona jak jeż :)
Usuńsą miejsca do których tęsknię i z chęcią bym np pomoczyła tyłek w Gołębiewskim w Karpaczu z którego widać Śnieżkę albo na nią weszła i zjadła ciepłego oscypka z żurawiną. Ale to tylko miejsca w których się odpoczywa, życie codziennie to inna historia.
Pogoda ostatnich kilka dni nie jest zła.. mam nadzieję na to ciepłe lato! ale sukienek i szortów nie kupuję ;)
Anka, ja tez Cie podziwiam ze wyrwalas sie z tej bidy i nawet fakt, jak mowi Twoja mama, ze latasz w te i wewte, to tez przez stajesz sie bardziej swiatowa, bardziej obyta, czegos wiecej sie dowiesz i nauczysz. Zycze Ci powodzenia, a z czarnej doopy wyjdziesz, bo nieraz sobie dawalas rade wiec i teraz dasz.
OdpowiedzUsuńJa lubię się tak kręcić po świecie :)
Usuńa pewnie że dam, dopóki jestem zdrowa mogę wszystko !
Co się tak przypieprzacie Polski wszyscy.. Depresyjny? Kraj tworzą ludzie. A wy jesteście tymi ludzmi.. A tak odnosnie notki - i zaczyniania od nowa.. Pisze Pani " Kolejna, że to takie trudne rzucić wszystko żeby zacząć życie na nowo." Owszem to jest trudne. Jak się ma wsparcie i kasę to sobie można zaczynać nawet na Majorce, ale jak się jest samemu na świecie, bez wsparnia i kasy to zaczynanie od nowa nie jest takim pstryknięciem palcami.
OdpowiedzUsuńDokładnie! nie zawsze jest lekko, ale gdzie jest?? Trochę bardziej pozytywnego podejscia i usmiechu i od razu byłoby lepiej. Ja jestem w Polsce szczęśliwa !
UsuńMasz rację.
UsuńW Polsce nie ma lekko przez decyzje jakie podejmują rządzący.. ale jest wiele, wiele miejsc, w których nie da się żyć.. Polska do nich nie należy. Można zostać w kraju i sobie dobrze radzić.. to nie jest niewykonalne.. jest po prostu trochę trudniejsze do osiągnięcia. Ania miała to szczęście, że miała wiele wsparcia rodziny i znalazła sobie faceta zanim się przeniosła do Irlandii.. więc miała łatwiejszy start w obcym kraju, bo nie była zdana tylko na siebie.
I przestańcie tak narzekać na tą Polskę.. Polska sama z siebie nie stała się złym i podłym miejscem. Zamiast narzekać zacznijcie zmieniać siebie i swoje bliskie otoczenie, a może zmieni się coś więcej..
Zgadzam się, było łatwiej. Bez tego pewnie bym nawet nie startowała ;)
UsuńAle znam kilka polek ( w tym jedną której mąż umarł w Afryce (tubylec) i sama stamtąd przyleciała do Dublina z dwoma córkami w wieku 7-10 i dała radę. A nie znała dokładnie nikogo! I teraz już minęło 12lat jak tu mieszka.
czasami jak czytam twoje posty...czuję jakbym pisała je ja, we własnej osobie...
OdpowiedzUsuń:)
Usuńto w koncu gdzie teraz pracujesz?
OdpowiedzUsuńNie po irlandzku tylko po angielsku. Wątpię, by mała mówiła płynnie po irlandzku. Być może nawet Niall nie mówi w tym języku. Irlandzki [gaelic] to trudny język, używa się go na co dzień tylko w niektórych regionach wyspy, na pewno nie w hrabstwie Dublin, gdzie mieszka Ania z córką. Sporo Irlandczyków nawet nie zna biegle swojego rodzimego języka.
OdpowiedzUsuńMała pewnie dobrze sobie poradziła z językiem, bo dzieci to zdolne bestie. Chłoną nowe wiadomości i języki niczym sucha gąbka wodę. I co najlepsze, z łatwością przychodzi im imitowanie akcentu tubylców. Dorośli mogą im tylko tego pozazdrościć :)
Pozdrawiam ze słonecznej, ale mimo wszystko kapryśnej Irlandii.
Ania pisała tylko o akcencie, a nie o języku, więc cały ten wykład lekko zbędny :)
UsuńTo nie był żaden wykład tylko zwykłe wyjaśnienia dla Anonima z 14:09 osoby, która chciała posłuchać mowy po irlandzku. Zupełnie nie wiem, dlaczego komentarz został umieszczony na samym dole jako "niezależna" wypowiedź, a nie tuż pod spodem wypowiedzi Anonima.
UsuńJeśli to Ty napisałaś tamten komentarz, to pewnie użyłaś skrótu myślowego. Jednak spotkałam się z osobami, które myślą, że w Irlandii mówi się po irlandzku. Stąd moje wyjaśnienia.
Moze sie myle, ale odbieram cie jako osobe sama nie wiedzaca czego chce...... rada na to jest wziecie sie za konkretna robote ;-), a nie takie tam.... Pisz wiecej o Irlandii o mieszkancach, obyczajach, wrzucaj zdjecia, bo to jest interesujace. W Polsce bylo i jest dupiato ..... i szybko sie to nie zmieni.Rodacy sa zdeprymowani, zawistni i to sie udziela. Ale pewnie wiedzialas to wszystko, zanim opuscilas kraj, wiec rada jest po prostu jezdzic na swieta czy urlop gdzie indziej ;-)
OdpowiedzUsuń~bo
Postaram się pisać więcej o Irlandii :)
UsuńAlllle ja dawno tutaj nie byłam !!! To przez ten Instagram :)
OdpowiedzUsuńhttp://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=36430169
Dobrze czytać,że tam jest Twój dom. Ja wyjeżdżam w przyszłym roku... już nie mam siły do tego co się dzieje w tym kraju to smutne ale prawda jest taka,że ciężko tu żyć... trzymam za Was kciuki dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńa ja za Ciebie! gdzie wyjeżdżasz?
UsuńAniu a blog czasem fajnie jak jest o głupotach jak bluzka czy szminka :) my czytelniczki przychodzimy tu żeby rozerwać się po ciężkim dniu, a i dla Ciebie, tak myślę, jest to odskocznia od codziennych kłopotów i takie miejsce, gdzie poza górnolotnymi sprawami jest też miejsce na zwykłe babskie pitu-pitu ;) więc jak najbardziej tęsknimy za stylizacjami i postami o codziennym życiu! swetry nawet niedostępne w Pl mogą być inspiracją na zakupach :) poza tym, Twój wyjazd i mieszkanie od ponad roku w Irlandii to też świetny temat do postów, jak się tam żyje, ciekawostki itp. Pamiętam jeden z Twoich pierwszych irlandzkich postów o tym, że bilet miejski kosztuje 2,40 i że kierowca zatrzyma się tylko gdy pomachamy ręką, co mijasz po drodze do pracy itp... lubiłam takie czytać, tak samo lubiłam Twoje przepisy :) masz wiele możliwości, pisz do nas kochana bo Twój blog jest wspaniały tak jak Ty sama! :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, postaram się wrzucać więcej ciekawostek :) dzisiaj jedziemy do Howth dartem (pociąg) nigdy nim wcześniej nie jechałam, może coś ciekawego się znajdzie po drodze ;)
UsuńJa zawsze gdy przekraczam polską granicę, od razu wpadam w depresyjny stan. Przykro to mówić, ale nasz kraj po prostu mnie dobija;/
OdpowiedzUsuńi mnie..
UsuńDziewczyny jak ja Was dobrze rozumiem! Kiedys zarzekalam sie, ze nigdy nie wyjade z Polski, ale tak sie zycie potoczylo, ze jednak wyjechalam. Ustalilismy z mezem, ze jezeli jedno wyjezdza to drugie tez, za duzo widzielismy rozstan wsrod swoich znajomych, i nie chcielismy ryzykowac naszego malzenstwa i doprowadzic do rozwodu. Pierwsze dwa lata tesknilam i ciagle myslalam, ze jednak do Polski wroce. Za granica musialam zaczynac od nowa, nie znalam jezyka, a moje dyplomy i szkolenia moglam schowac do szuflady. Fakt, nie pracuje na pelny etat ze wzgledu na chorobe corki, musze byc dyspozycyjna zeby zawiezc ja na terapie. Rozumiem Was bo mam tak samo. Wciagnelo mnie zycie, czyli tak jak w Polsce musze wstac, pojsc do pracy, zawiezc dziecko do przedszkola, na terapie. I tak dzien za dniem, oddalilam sie od Polski, i kiedy tu przyjezdzam czuje nostalgie, ale tesknie za moimi czterema scianami, ktore nie znajduja sie juz w Polsce .
UsuńPodziwiam Cię !! Kocham czytać to co piszesz, jak piszesz, jak trafiasz w moje mysli i serce.... Pozdrawiam Cię serdecznie , pisz tak dalej ..
OdpowiedzUsuń:* dziękuję Ci i ściskam mocno :)
UsuńA ja wiem.. chyba nie poza tym rozmawiałyśmy o tym o czy ja tu nigdy nie pisałam..
OdpowiedzUsuńAnka, aleś mi narobiła ochoty na oscypka z żurawiną... zamorduję:D
OdpowiedzUsuńps. Dasz radę, wiem o tym:*
Ja to ci zazdroszcze twojej odwagi. Zyjesz w pieknym miejscu z kochanymi osobami i to jest najwazniejsze a reszta sama sie jakoś ułoży. Trzymaj tak dalej. Wszystkiego najlepszego dla Twojej mamy sto lat
OdpowiedzUsuńA ja po tym poście zauważyłam, jak bardzo Aniu zmieniasz się, dojrzewasz jak winogrona w pełnym słońcu. :-) Jesteś z krwi i kości matką, kobietą i po trochę już żoną.
OdpowiedzUsuńTwoją dojrzałość widać we wszystkim, co robisz na co dzień. A to że masz dylematy to najlepszy dowód na to, że jesteś odpowiedzialna za siebie, Gabi, swój dom i szukasz dla was najlepszych rozwiązań.
Trzymam kciuki, żeby wszystko układało się jak najlepiej.
Jak nie chcesz pisać o pierdołach to wrzucaj zdjęcia. One naprawdę sporo mówią...mają swoją duszę i są po prostu Boskie. Każdy znajdzie w nich coś dla siebie i będzie miał odskocznie od szarej rzeczywistości niezależnie, z której strony świata nadaje.
Pozdrawiam
Natka
Gdybyś tylko wiedziała to co ja to dziekowala byś Bogu za zmianę swojego życia...Dziękuj szczerze...
OdpowiedzUsuńhmm tajemniczo zabrzmiałaś.. skąd wiesz że nie wiem? :)
UsuńNie jestem kobietą, skąd wiem? Bo nikt nie potrafi powiedzieć Ci wszystkiego prosto w oczy...
UsuńHmm to musi być w takim razie coś bardzo złego.. może Ty powiesz?
UsuńTu nie ma czym się chwalić, przeciwnie... A "wyciąganie" spraw Twojego prywatnego życia na blogu będzie delikatnie mówiąc niesmaczne... Do zobaczenia!
UsuńZawsze mogę zachować komentarz tylko dla siebie a taki wpis z Twojej strony.. Postaw sie w mojej sytuacji, ktoś ci rzuca hasło i ucieka z "do zobaczenia"..
UsuńMasz rację! Mogłem skontaktować się telefonicznie. Choć już na to za późno, zadałem sobie pytanie: "Czy jest sens Cię ranić i zostawić z wielkim rozczarowaniem?"
Usuńco to za rozmowa.. ale dzięki mimo wszystko za Twoje dobre chęci :)
Usuńyyyy?
UsuńDo yyy: może Ty też wiesz "coś" więcej?
UsuńTo dobrze, że znalazłaś swoje miejsce, zazdroszczę, chciałabym mieć taką pewność, że tu gdzie jestem jest mi dobrze i nie chcę tego zmieniać, ale ciągle szukam...
OdpowiedzUsuńByłam kiedyś u wróżki dla zabawy i spełniło się 99%, choć wtedy to co do mnie mówiła wydawało mi się bzdurą;)